czwartek, 31 maja 2018

Jeszcze nie tak dawno

Jeszcze nie tak dawno
Jeszcze nie tak dawno prałam pieluszki, kupowałam klocki Lego i całe armie plastikowych żołnierzyków, przeżywałam pierwszy dzień w przedszkolu, potem w szkole oraz  łzy wzruszenia lałam, gdy biret z pomponem w górę poszybował. 
Teraz też jestem przy nim, gdy kocha, pracuje i przeżywa swoją dorosłość.
Stoję nieco z boku, obserwuję i wspominam, tak jak każda mama.
 Jutro, kochane mamy, "zaliczymy" kolejny Dzień Dziecka, kupimy naszym dzieciom lody, ucałujemy i przytulimy serdecznie i po raz nie wiadomo który powiemy im, że kochamy, że jesteśmy, że czuwamy i zawsze jesteśmy gotowe wesprzeć w trudnych chwilach, wysłuchać i przeciwstawić się całemu złu, które ich spotyka, cieszyć się ich szczęściem, sukcesami i podziwiać, jak sobie z życiem radzą.
Wszystkim naszym dzieciom, tym całkiem małym i tym trochę większym, życzę, aby nigdy nie zabrakło w ich życiu mądrej i czułej miłości Mam i Tatusiów, aby dokonywali mądrych wyborów a ich ścieżki nie plątały się zbyt mocno.
Jakiś czas temu, dla pewnego Maluszka powstała  kartka z okazji Chrztu Św., przy wykonywaniu której, takie właśnie rozmyślania mi towarzyszyły.
 Dołączam ją do dzisiejszych życzeń, w nadziei, że obudzi wspomnienia i pobudzi do refleksji, nawet tych, którzy już dawno z pieluszek wyrośli.








Karteczkę zgłaszam do zabawy Imieniny miesiąca u Hanulka, która przyznam bardzo wdzięczny temat wybrała.



Liczne zabawy blogowe oraz codzienne obowiązki prawie całkowicie mój osobisty czas wypełniają, ale jednak jednym okiem z mojego nowego miejsca gniazdowania zerkam i cóż widzę, piękne lato tej wiosny. Ogród kwitnie i pachnie, ptaszorki świergolą, słoneczko przygrzewa i zdawać by się mogło, że czas kanikuły nastał, ale nic z tego, obowiązki czekają i tym cudnym czasem w pełni rozkoszować się nie dają. Udało mi się jednak trochę zmian za kamiennym murkiem podpatrzeć i jeszcze z nich wymierny użytek zrobić. Zachwycona kwieciem wszelakim za suszenie tychże się zabrałam w opasłych tomiskach zamykając, ciężkimi półkami regału, na czas remontu zdemontowanymi,  przygniatając oraz nowej , przynajmniej dla mnie, techniki asamblażu próbując, swój pierwszy w życiu papier czerpany wyprodukowałam. Przyznam, że efekt końcowy zachwycił mnie wielce i za kolejne arkusze tego papierowo- kwiecistego cuda zamierzam się zabrać. Czekają maki, chabry, i inne polne kwiatuszki, aby wdzięcznie w papierowej masie się zatopić.Będą pełnić rolę naturalnych skrapków, gdy kolejne wyzwania kartkowe w blogosferze się pojawią. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale połowy dokonał, kto zaczął, więc na półmetku jestem.






 Jeszcze kilka fotek z ogródka i zmykam. Za dzisiejsze spotkanie dziękuję, miłego weekendu pod błękitnym niebem życzę

Marysia













poniedziałek, 28 maja 2018

I znów niedziela

I znów niedziela
A jak niedziela, to hafciarski alfabet, ale zanim powitam literkę M, pozwólcie, że pokażę Wam dwie zakładki z motylami, które przygotowałam dla Magos, gospodyni zabawy 
Zakładkowy zawrót głowy.
Tym razem postanowiłam porzucić na chwilę moje ulubione krzyżyki i poddać się urokowi haftu kardynalskiego. Do zapewne znanych Wam już wzorów dołączyłam półperełki i chwosty, które miały dodać im urody i oryginalności.










I jeszcze banerek


 A teraz kolej na dzisiejszego gościa, którym jest literka M.
Zapraszam.


M, jak materiały hafciarskie,
a więc mulina, kolorowe niteczki firm przeróżnych, bez których żadna hafciarka obejść się nie może, czy murano, pięknie i równiutko utkana tkanina, na której krzyżyki ślicznie się układają.
M, jak mereżka,
czyli sposób na wykończenie brzegów serwet i obrusów oraz doskonała ich ozdoba. Osobiście bardzo ją lubię, chociaż przyznam, że rzadko stosuję. A szkoda.
M, jak monochrom, 
czyli haft jednokolorowy, mój ulubiony, bo z natury leniwa jestem i zbyt często kolorów zmieniać nie lubię.
M, jak monogram,
czyli doskonały sposób na personalizację w sposób oryginalny i niepowtarzalny.
M, jak minimalizm,
czyli sposób na  skromne kartki, nieskomplikowane wzory i prosty przekaz.
M, jak melancholia,
czyli uczucie, które czasem nad tamborkiem mnie dopada, gdy okruchy wspomnień lub ulotne wrażenia moim umysłem zawładną.
M, jak muzyka,
czyli doskonałe tło dla hafciarskich poczynań. Taki czasoumilacz, który nie tylko obyczaje łagodzi, ale i na duszę zbawienny wpływ ma.

To już chyba wszystko na dzisiaj.
Życzę Wam udanego tygodnia.

M, jak Marysia


piątek, 25 maja 2018

Niedoróbki

Niedoróbki
Niedoróbki, brak profesjonalizmu a może tylko niedociągnięcia?
 Z takim, nieco dziwnym pytaniem, przychodzę na dzisiejsze  spotkanie z Wami . 
Dlaczego właśnie tak? Już wyjaśniam. 
Otóż czasami bywa tak, że od samego początku, gdy zabieram się za kolejną robótkę, mam wrażenie, że coś jest nie tak. Najpierw perypetie z wyborem wzoru, niby jest OK, ale gdzieś, z tyłu głowy kołacze myśl, że to nie to. Potem kolejne wyzwanie z wyborem kanwy, nici, rozmieszczenia.Nic w jedną całość układać się nie chce. W końcu siadam i zaczynam, tak bez przekonania, nie mówiąc o entuzjazmie, a tu jeszcze, jak na potwierdzenie tego stanu, nitka się plącze, w ucho igielne trudno jej trafić a krzyżyki źle się liczą.Nic tylko rzucić wszystko i zacząć od nowa. Ale to nie w moim stylu. Wyznaję zasadę, że jak się powiedziało A, to i B powiedzieć trzeba i uparcie idę dalej. Czasem entuzjazm wraca, częściej jednak, do samego końca, coś ciągle jest nie tak, jak być powinno.
Tak było właśnie teraz, gdy stanęłam przed wyzwaniem Gościnnej Projektantki, w zabawie u Ani.
Postanowiłam zmierzyć się z BN i Wielkanocą. Fajne założenia, spodobały mi się, ale gdy zabrałam się do realizacji, to moja twórcza inwencja w siną dal się wybrała. Szło mi więc jak po przysłowiowej "grudzie", ale dzielnie, mimo oporów wytrwałam do końca, aby przekonać się, że ostatnie słowo i tak do mojej robótkowej niedyspozycji należeć będzie.
Tak więc na "zajączkowej" kartce plamki kleju trwale się zalogowały i efekt końcowy psują, a na "reniferkowej" niteczki kanwy nieco krzywo się poukładały.












Czy to brak profesjonalizmu, czy może tylko zwykłe niedociągnięcia, które nawet najlepszym się zdarzają?
Ale są, zgodnie z wytycznymi, zajączek i kwiatki na Wielkanoc i renifer ze śnieżynkami na Boże Narodzenie.


Tak właściwie, to powinnam te kartki zrobić raz jeszcze, ale chciałam Wam pokazać, że nie wszystko zawsze na ostatni guzik jest dopięte, a błędy ludzką rzeczą są i do życia należą. Mam nadzieję, że nie jestem odosobnionym przypadkiem w tej kwestii, a tym samym mniemam, że mnie rozumiecie i moje niedoskonałości wybaczycie.
A tak przy okazji, piszcie proszę w Waszych komentarzach również o tym , co Waszym zdaniem nie "wyszło". Każda uwaga, czy sugestia będzie bardzo pomocna i pozwoli mi spojrzeć na to, co robię bardziej obiektywnie.

I to już wszystko na dzisiaj.
Dziękuję, że jesteście, czytacie i dzielicie się swoimi spostrzeżeniami. 

Miłego "weekendowania" życzę.

Marysia

niedziela, 20 maja 2018

W pogoni za czasem

W pogoni za czasem
Pogoń za czasem, czy niedoczas, to przecież to samo. Gdyby dołożyć obowiązkowość, rzetelność i konsekwencję, to tak właśnie wyglądała moja dzisiejsza niedziela.Dwie zabawy, jedna z literkami, druga karteczkowa, zmusiły mnie do przyśpieszenia i oto są, zawieszki dla xgalaktyki w zabawie Choinka 2018, oraz "ełkowe" hafciarskie skojarzenia.
Zawieszki ze słodkimi pierniczkami, zasilą stopniowo rosnące zasoby haftowanych ozdób choinkowych, chociaż mój M orzekł dzisiaj, że choinka ma być tradycyjnie "na biało" a zawieszki mają znaleźć sobie inną miejscówkę, to ja jednak z uporem maniaka trwam przy swoim. W końcu do Świąt daleko, a cierpliwy podobno nawet kamień ugotuje.I takie oto piernikowe "dziadostwo" do magazynu się udaje, gdzie w towarzystwie skrzatów i ptaszorów Świąt wyglądać będą. 
Zanim jednak w czerwonym pudle się znajdą,
spójrzcie jak się prezentują w wiosennej scenerii, zupełnie nieadekwatnej do świątecznego nastroju.





 

Co do skojarzeń, to tym razem naprawdę  Ł, jak łatwo nie było. Literka wprawdzie do polskiego alfabetu należy, ale w "świecie "się nie zdarza, więc i zapożyczyć się nie można było.
Pierwsze skojarzenie, to Ł, jak łańcuszek, czyli jeden z pierwszych ściegów hafciarskich, które bardzo dawno na lekcjach techniki ćwiczyłam. Dzisiaj bardzo rzadko z tej formy korzystam, bo krzyżyki i richelieu mój hafciarski świat zdominowały.
No i na tym koniec, mówiłam, że łatwo nie było, chociaż jeszcze jedno słówko po głowie mi chodzi, a które podczas gniazdowania z tamborkiem dość wielką role odgrywa. To Ł, jak łasuchowanie, po którym Ł, jak łza w oku się kręci na wspomnienie czasów, gdy o kilka kilogramów młodszą się było. 
Jeszcze może Ł, jak ładnie, ale to już kwestia gustu i...nic więcej, tylko banerek.


Przepraszam, że tak niewiele tym razem, ale obiecuję, że następny raz bardziej zasobny będzie.

Pozdrawiam serdecznie i miłego tygodnia życzę 

Marysia

Copyright © 2016 StopChwilka , Blogger