Czy cuda tego nie wiem, ale co do wianków to jestem pewna, że są, i to całkiem sporo.
Zakupione na straganie suszki, gdzie przemiły pan, w zamian za powodzenie w tworzeniu,
całować się kazał, wykorzystałam, wianki ku ozdobie domu tworząc.
Powstało ich kilka, jeden z pięknie wysuszonego lnu, który niezwykle dekoracyjnym się okazał, swoją delikatnością i pięknym słomkowym kolorem świetną ozdobę łazienkowej ściany tworząc i w jej miętowy kolor pięknie się wpasował.
Na drugim, biel wikliny tym samym lnem przełamałam, szarą szarfą z resztek podusiowych uszywek przewiązałam i do szaro - żółtego pokoju wyniosłam, bo tam jakoś najbardziej mi przypasował. W przyszłości, nad atrapą kominka zawiśnie, trochę sielskiego charakteru wnosząc.
Na drugim, biel wikliny tym samym lnem przełamałam, szarą szarfą z resztek podusiowych uszywek przewiązałam i do szaro - żółtego pokoju wyniosłam, bo tam jakoś najbardziej mi przypasował. W przyszłości, nad atrapą kominka zawiśnie, trochę sielskiego charakteru wnosząc.
Trzeci, z mojej własnej, ogrodowej lawendy "uwity" w odnowionej sypialni zawisł, szarość i biel o przełamując. Koronka i haftowany woreczek nieco finezji mu dodają, co sprawia, że sielskością trąci.
Z tej samej lawendy, maleńki wianuszek na głowę Reniowej tildy włożyłam oraz podobnym świecę na drewnianym świeczniku oplotłam. Mariaż ten całkiem udanym się okazał i tezę, że diabeł w szczegółach tkwi, potwierdza.
Wiklinowy wianek w salonie, na którym przez lato motyle przysiadły, o nowy image na jesień poprosił. Tak więc fioletowo- biało-amarantowy zatrwian, w kolorystykę i klimat salonu się wpisał i nowy wizerunek wianuszka tworzy. Na święta sztucznym śniegiem go przyprószę i lampkami oplotę, przez co na urodzie zyska i świątecznego charakteru salonowi nada.
A na drzwiach wejściowych pięknie gości wita koszyk, rolę wianka pełniący, w którym roślinki wszelakie do odwiedzin zachęcają.
Tyle w sprawie wianków, co do tytułowych cudów małe wyjaśnienie się należy.
Z samej definicji cud, to zjawisko, którego nie da się racjonalnie wyjaśnić, więc czy fakt porzucenia przeze mnie, na kilka wieczorów igły i tamborka na rzecz szydełka całkiem sporych rozmiarów, tym mianem obdarzyć można?
Tak, właśnie tak było, mulinę sznurkiem zastąpiłam, a igłę szydełkiem, pierwsze kroki w sznurkowej sztuce stawiając. Skutek tej zamiany pod historyczną skrzynią zalega oraz w postaci koszyczka na multimedialne przydasie prezentem na Dzień Chłopaka dla mojego syna będzie.
Przyznam, że te szydełkowe zmagania, do gustu mi przypadły i kolejne pomysły na realizację czekają. A wszystkiemu winna, matka chrzestna mojego bloga, Olka, która mnie zainspirowała, sznurek i szydełko zakupiła, instrukcji udzieliła i do roboty zabrać się przykazała. Jako, ze bardziej doświadczonych słuchać należy, posłuszeństwem się wykazałam, cierpliwie półsłupki dziergając, prując i zaczynając od nowa, ale dzięki wytrwałości cel osiągnęłam i moim pierwszym dywanikiem i całkiem fajnym koszyczkiem się szczycę. Wprawdzie w moich pracach liczne "kuchy" widzę, ale pierwsze koty za płoty, następne, mam nadzieję, bardziej profesjonalne będą.
Tak oto w ubiegłym tygodniu podziałałam i teraz mój urobek zaprezentować Wam mogę, na przychylne opinie i wskazówki licząc.
Za kamiennym murkiem i wokół stołu też trochę się zadziało, ale o tym następnym razem Wam opowiem, bo jeszcze kilka drobiazgów dopracować muszę.
Dzisiaj już kończę i miłego, pełnego codziennych radostek tygodnia życzę
Marysia
Przyznam, że te szydełkowe zmagania, do gustu mi przypadły i kolejne pomysły na realizację czekają. A wszystkiemu winna, matka chrzestna mojego bloga, Olka, która mnie zainspirowała, sznurek i szydełko zakupiła, instrukcji udzieliła i do roboty zabrać się przykazała. Jako, ze bardziej doświadczonych słuchać należy, posłuszeństwem się wykazałam, cierpliwie półsłupki dziergając, prując i zaczynając od nowa, ale dzięki wytrwałości cel osiągnęłam i moim pierwszym dywanikiem i całkiem fajnym koszyczkiem się szczycę. Wprawdzie w moich pracach liczne "kuchy" widzę, ale pierwsze koty za płoty, następne, mam nadzieję, bardziej profesjonalne będą.
Tak oto w ubiegłym tygodniu podziałałam i teraz mój urobek zaprezentować Wam mogę, na przychylne opinie i wskazówki licząc.
Za kamiennym murkiem i wokół stołu też trochę się zadziało, ale o tym następnym razem Wam opowiem, bo jeszcze kilka drobiazgów dopracować muszę.
Dzisiaj już kończę i miłego, pełnego codziennych radostek tygodnia życzę
Marysia