piątek, 26 maja 2017

Cała jestem w konwaliach

Cała jestem w konwaliach
Konwalie, piękne trucicielki.Zachwycają subtelną urodą i cudowną wonią.Delikatne białe dzwoneczki wśród soczystej zieleni tworzą duet doskonały.Wyglądają pięknie w cieniu naszego lasku, przystrojone kropelkami deszczu połyskującymi w promieniach majowego słońca.


Takie ulotne wrażenie, które kiedyś mnie zainspirowało, gdy szukałam pomysłu na wystrój antrejki
( wielkopolska nazwa wejścia do domu, sieni) od strony ogrodu. Chciałam, aby miało sielski, choć niekoniecznie folkowy charakter. Miało wyrażać upodobania gospodarzy i serdecznie witać gości,




być kompatybilnym połączeniem otoczenia i wnętrza. Taka aranżacyjna konsekwencja.
I w taki oto sposób konwalie zagościły  w naszym domu witając gości staropolskim
 "Gość w dom, Bóg w dom".


Przywołują  wiosenne wspomnienia, gdy sięgamy po klucze


 lub przysiadamy na konwaliowej ryczce ( wielkopolska nazwa stołka, taboretu),





lub gdy wieszamy ubrania,




i odkładamy drobiazgi, gdy nam się bardzo śpieszy.


Dzięki nim u nas zawsze jest wiosennie nawet, gdy za drzwiami jesienna szaruga lub siarczysty mróz.

 Tymczasem za drzwiami wiosna zagościła na dobre więc ryczka opuściła antrejkę i udałą się w plener  na pogaduchy w rodzinnym gronie.








Jedną z tych fotek zamierzam przedstawić w zabawie Haft w plenerze na blogu Wyszykowane. Może się spodoba?!

Pozdrawiam

Marysia



wtorek, 23 maja 2017

Frontalna wizytacja

Frontalna wizytacja
Przepotwarzały się przez ostatnie tygodnie w rogu kanapy i w końcu wyfrunęły. Rozsiadły się wygodnie wśród pelargonii, lobelii i surfinii obmyślając strategię wizytowania przestrzeni za kamiennym murkiem.



Kusiła je cudna woń roztaczająca się wokół,  wabiły kolory  a słońce zachęcało do podróży. Opuściły więc "salę konferencyjną" na okiennym parapecie i rozpoczęły wizję lokalną. 
Przysiadły wśród konwalii chłonąc ich zniewalający zapach i podziwiając delikatność miniaturowych dzwoneczków.





Nie oparły się również urokowi zawilców, które rozgościły się w sąsiedztwie.


Przestrzeń przy mini lasku bardzo przypadła im do gustu. Posiedziałyby dłużej, ale harmonogram wizyty nie zakładał dłuższych nasiadówek. W oddali kusiły żółte liście tawuły, jeszcze zroszone porannym deszczem.


Na chwilę ich uwagę przykuło maleńkie okienko, pod którym wygodnie rozsiadły się pelargonie i bakopa.


Nieco dalej pięknie zakwitły różaneczniki. Nie sposób było pominąć takiej okazji. Przysiadły więc na chwilę wśród barwnych płatków i dekoracyjnych pręcików. 



 Zwabione upojnym zapachem bzu  nie omieszkały i tam zatrzymać się na chwilę.

 
Pominęły dumne i eleganckie irysy, pewnie wydawały im się zbyt wyniosłe,



i ukryły się w bluszczu, by pokontemplować w spokoju.


Jeszcze tylko kilka przystanków wśród tegorocznych gości ogrodu






i powtórne  spotkanie, tym razem wśród kwiatów surfinii.


Tu wyniki wizytacji poddano wnikliwej analizie. W rezultacie podjęto jednogłośną decyzję:

Wiosna  na dobre zamieszkała za kamiennym murkiem.
( i nie tylko tam)

Motyle zauroczone wiosenną aurą zdecydowały się na małe stopchwilki.

Zalogowały się na wiklinowym wianku w salonie,



wyglądają przez kuchenne okno,bacznie obserwując, co się tam zadziewa ( takie motylkowe security)




jeden dał się zamknąć w złotej ramce i w takim opakowaniu powędrował do Czesi z urodzinowymi życzeniami


a ostatni, malutki czeka na adopcję.


Wniosek powizytacyjny:

 Świat jest piękny, jeśli tylko chcemy takim go widzieć.


Pozdrawiam

Marysia

P.S. Ponieważ  majowy ogród  kojarzy mi się z kwiatami i motylami  postanowiłam zadebiutować w szufladowych wezwaniach i dorzucić swoje motyle do majowego wezwania>>


niedziela, 21 maja 2017

Ku zdrowotności

Ku zdrowotności
Piękny majowy weekend, żal siedzieć w domu, więc szybka decyzja i ...jesteśmy w lesie. Główny cel niedzielnego wypadu, to młode odrosty sosny, czyli doskonały materiał na zdrowotną nalewkę.Wprawdzie wiosna w pełni i przed nami letni czas, ale o jesiennych i zimowych przeziębieniach pamiętać trzeba.Wieść gminna niesie, że sosnowa mikstura czyni cuda i dla zdrowotności popijać ją należy. Działa wykrztuśnie, antyseptycznie, przeciwzapalnie, moczopędnie i wspomaga trawienie. Same zalety, więc w każdej spiżarni znaleźć się powinna i na swoje pięć minut cierpliwie czekać.Wprawdzie niedyspozycji zdrowotnych nikomu nie życzę, ale "Strzeżonego Pan Bóg strzeże" a naleweczka zapewne humor poprawić też może, gdy jesienne słoty i długie zimowe wieczory nadejdą.
Przepis na ten "paralek" jest dość prosty, więc polecam każdemu.Najpierw trzeba znaleźć las sosnowy, najlepiej z dala od ruchliwej drogi. My trafiliśmy na mały zagajnik, gdzie takie oto piękne okazy na nas czekały.




Zebraliśmy około 2,5 litra młodych odrostów.


Potem zerwane pędy delikatnie oczyściliśmy z brązowych łusek,


pokroiliśmy na mniejsze kawałki i przesypaliśmy cukrem (1kg pędów/0,8 kg cukru)



Słój zabezpieczyliśmy gazą, postawiliśmy na kuchennym parapecie, miejscu ciepłym i słonecznym.


Teraz czekamy aż pędy puszczą soki a cukier całkowicie się rozpuści. O tym, co dalej napiszę w kolejnych postach, stosownie do tego, co w słoju zadziewać się będzie.
Obok słoja bukiet zerwanych w lesie kwiatów, które pięknie komponują się z jego zawartością.

Ten sam bukiet w innym otoczeniu, gdzie kwiatki widać dokładniej. Śliczne i naturalne, prawda?


Pozdrawiam

Marysia
Copyright © 2016 StopChwilka , Blogger