środa, 31 lipca 2019

Warto...

warto, a nawet trzeba 
poza utarte schematy wybiegać,
 nowych dróg szukać, 
nieznanego próbować,
i...
cieszyć się, 
że
dało się radę, 
pokonało opory,
doświadczyło nowego.
Zachwycić się
innością, 
nieznanym,
nowym.
Nie wpadać w rozpacz, gdy
się nie uda, 
nie spodoba, 
rozczaruje.
Znów
szukać, 
próbować,
doświadczać.
I tak dzień za dniem swoje życie przemierzać,
czasem oczy ze zdziwienia przetrzeć
lub
z podziwu szeroko otworzyć,
i na małą stopchwilkę czas znaleźć,
aby swoim przeżyciom
 raz jeszcze się przyjrzeć,
słowa dziękuję lub przepraszam 
cichutko wyszeptać.

Rozpoczynając moje dzisiejsze pisanie, o sprawach bardziej prozaicznych myślałam, 
ale moje myśli, niepostrzeżenie, z utartego szlaku zeszły i nieco wyżej się wzniosły. 
Teraz jednak,
do codziennych spraw wracam
i moje nowe doświadczenia, w zakresie kartkowania, pokazać Wam zamierzam.
Za sprawą u Ulki zabawy, poza utarte schematy wyjść musiałam i z nowym się zmierzyć.
Na początku, bez bicia się przyznam, ochoty zbyt wielkiej na ten rodzaj składaczka nie miałam, bo zbyt skomplikowany mi się zdawał i w minimalizm wpasować się nie chciał,
ale zachęcona Ulki przykładem, 
po nowe sięgnęłam
i oto są.
Dwa składaczki, i chociaż nie tak piękne, jak te, które za inspirację służyły, 
ale są 
moje własne, autorskie
i chyba nie najgorsze, chociaż do ideału wiele im brakuje.





















Jako, że lipiec swego końca dobiegł, to jeszcze o flamingowym SALu słów kilka, który nasza Anulka, pod patronatem Coricamo, zorganizować postanowiła. 
Ledwo wprawdzie zdążyłam, ale pierwsze xxx już są i za kolejne niebawem się zabiorę, 
bo końcowego efektu ciekawa jestem,
 a i przeznaczenie tego haftu już obmyśliłam.


Jeszcze tylko banerki do obu wyzwań zamieszczę 
i znów utartym szlakiem pójdę,
i nie powiem, że z zapałem
prasowaniu, gotowaniu i porządkom się oddam.


Wakacje 2019


No i to wszystko na dzisiaj, 
poszybowałam trochę, 
nowego, jak widać, popróbowałąm
i ...
do prozy dnia wracam.

Pozdrawiam serdecznie

Marysia

wtorek, 23 lipca 2019

Jestem

Przerwa techniczna dobiegła końca, akumulatory podładowane,  
 do blogowania czas wrócić.
Jestem więc, i o minionym czasie słów kilka napisać chcę.
O tym,
jak remontowe prace przerwawszy,
na poszukiwanie nowych wrażeń wyruszyłam.
O tym,
jak po wielu latach,
wróciłam do miejsc, gdzie jako dziecko, a później nastolatka, bywałam.
O zmianach, które tam zaszły,
o nowym postrzeganiu starego,
i o obudzonych wspomnieniach.
A wszystko swój początek w Jeleniej Górze wzięło, gdzie  mały, przytulny hotelik bardzo gościnnie nas przyjął i za bazę wypadową służył, 
a Stare Miasto swym urokiem i spokojem, odpoczynek po trudach wędrówek dawało.




A nasze wędrowanie, bardzo obfite w atrakcje było i dzięki mojemu fotografowi na fotkach utrwalone zostało.
 Najpierw Bolków, gdzie na wzgórzu ruiny zamku królują i o dawnej świetności tego miejsca świadczą.


Potem Jawor, gdzie Kościół Pokoju, swoim pięknem zachwyca,


oraz piękna Bazylika, miejsce kultu, perełka architektury sakralnej.



I koniec dnia pierwszego.
Dzień drugi, to Szklarska Poręba, gdzie onegdaj kolonie letnie spędzałam,
a tam Szrenica


wodospad Szklarki,


 słynny Kamieńczyk, ze swoją potęgą i pięknem


i zakręt śmierci, na którego skałach, po czterdziestu latach znów zasiadłam.

A jako, że do mamuciej skoczni niedaleko było, to i tam, nasi panowie, wirtualnych lotów zaznać chcieli i koniec końców, na pysznych żeberkach, przy czeskim piwku, w uroczej knajpce
 U studni, telemarkiem wylądowali.


I tak minął dzień drugi, 
a za progiem dzień trzeci już czekał, który do Cieplic nas zawiódł, wód zdrojowych spróbować pozwolił i w termach cieplickich relaxu zaznać.


 oraz misterne piękno kryształu, w hucie Julia podziwiać. 


 Dzień czwarty niezwykłym i bardzo forsownym się okazał, bo jego celem , królowa Śnieżka była, która 1602 metry nad poziom morza się wzniosła i stamtąd śmiałków wygląda. 
Ja w ich gronie też się znalazłam, i nieco posapawszy na szczyt się wspięłam.
Oj, warto było, własną słabość pokonać, cudnymi widokami się zachwycić i rześkim powietrzem odetchnąć.


Dnia piątego, gdy pogoda do górskich wypraw nie zachęcała, szlakiem zamków i pałaców udać się postanowiliśmy. 
Jako pierwszy, naszym "łupem" zamek Czocha padł, pełen zakamarków, tajnych przejść, nie do końca odkrytych podziemi, i niezliczonej liczby schodów, które dzielnie, z dreszczykiem emocji przemierzaliśmy. Atmosfera w zamczysku szczególna, bo onegdaj, po panowaniu książąt w ręce masonów pruskich przeszedł i ich tajemne rytuały do dziś zdają się ściany przenikać.
A na dodatek, małżeńską sypialnię pary książęcej, za jedyne 980 zł, wynająć można i noc pełną cudów spędzić.




 Opuszczamy tajemne i surowe mury zamku i do pałacowych wnętrz i ogrodów w Wojanowie się udajemy. Piękne miejsce, z bogatą historią, dziś ekskluzywny hotel i miejsce biznesowych spotkań.


Sobotni poranek słońcem nas powitał, więc w dobrych nastrojach na podbój Książa się udaliśmy. 
Powaliły mnie, mówiąc kolokwialnie, majestat i piękno tego miejsca oraz jego bogata historia, pełna romantycznych i osobistych wątków. 



I tak , w tym pięknym otoczeniu, minął dzień szósty, aby ustąpić dnia niedzieli, dnia , w którym karkonoską przygodę zakończyć trzeba było i na niziny wrócić.
Jeszcze ostatnie spojrzenie spod świątyni Wang na Śnieżkę rzucić ...
w drogę.


I to by było na tyle.
Teraz porzucone prace remontowe i porządkowe moją codzienność wypełniają, ale naładowane baterie , obowiązki owe łatwiejszymi czynią, 
a jako, że z zamkowych i pałacowych komnat przybywam, 
to pozwólcie, że jeszcze na koniec, 
pewną damę Wam przedstawię, która niedługo, w moich skromnych progach, wyznaczone jej miejsce zajmie.















Pozdrawiam serdecznie.

Marysia