środa, 29 maja 2019

Wyprowadzić na ludzi

Tak mawiała moja Mama, a ja dopiero dzisiaj w pełni jej słów znaczenie rozumiem,
kiedy mój syn, swoje dorosłe życie wieść próbuje.
Przyglądam się, nie oceniam, ale czasem się dziwię i wtedy rozmyślaniom się poddaję.
Nie, żebym jakieś większe zastrzeżenia miała, oj nie, 
ale ten współczesny model życia jakoś do mnie przemówić nie chce i sporo kontrowersji budzi.
Nie poddaję negacji otwartości, swobody bycia i bezpośredniości młodych ludzi 
oraz ich parcia do zdobywania i doświadczania, 
ale czasem ich postawy przerażają mnie trochę, 
gdy w pogoni za nowym,
utarte i ponadczasowe zasady gubią lub modyfikować do swoich potrzeb próbują.
I dlatego w przededniu Dnia Dziecka,
mojemu synowi,
przypomnieć je postanowiłam,
 aby o nich pamiętał i ich prawdziwość w realu testował.
Takie to moje matczyne na ludzi wyprowadzanie,
które dla niektórych może myszką trąci,
ale  ze mnie dinozaur od czasu do czasu wychodzi,
i wtedy posmęcić sobie lubię.
A oto wynik mojego smęcenia, 
choć w obcym języku, bo w ojczystym znaleźć nie mogłam, 
 rad kilka, 
jak człowiekiem, prze duże "C" pozostać.







Jako, że koniec maja tuż, tuż, to z ostatniego, na ten miesiąc zobowiązania wywiązać się muszę
i do Xgalaktyki, posłańców wysłać.
Dwie małe  gwiazdeczki, igielniki w bicornu postaci, 
które w czasie świąt, haftowanie umilać będą.






Miała być jeszcze trzecia, trochę większa, ale czasu zabrakło.
Mam nadzieję, że Kasi żabka ten duecik przyjmie.


Zwykle małym pracom namiętnie się oddaję, bo czasu mniej zajmują i efekty szybciej widać, a ja do tych niecierpliwych  należę,
ale od czasu do czasu za coś większego zabrać się lubię i bardziej profesjonalnie do XXX podejść.
I właśnie teraz, okazja się nadarzyła, gdy na Pintereście pewną damę spotkałam, 
i od razu wiedziałam, że na kanwę przenieść ją muszę.
Grzecznie więc wzór i stosowne  materiały zakupiłam 
i... krzyżykuję, z dwudziestoma odcieniami niebieskości się boksując.
Efektu końcowego niecierpliwie wyglądam, ale do finiszu, jak widać, jeszcze daleko.
Niby wzór nie tak duży, ale liczne kolory po nim rozrzucone, nieźle oczom do wiwatu dają.
Dobrze, że kanwy kratkowanej użyłam, co pracę znacznie łatwiejszą czyni i ewentualnym błędom w liczeniu dostęp do "dzieła" ogranicza..




Na zakończenie mojego z Wami spotkania, jeszcze kilka dowodów na to, że wiosna w pełni za kamiennym murkiem się rozgościła i miło czas w ogrodzie spędzać pozwala.







A teraz do prac remontowych zmykam, bo czas nagli i pomysły aranżacyjne na realizację czekają.

Pozdrawiam 

Marysia

środa, 22 maja 2019

małe co nieco

Dziś żadnego utyskiwania nie będzie , bo tylko na chwileczkę wpadam.
Ostatnio dość zajęta jestem, bo do remontu kuchni i salonu siły i pomysły zbieram.
Chodzę, rozmyślam, a właściwie wymyślam
i z lękiem na twarz mojego M. spoglądam, 
oczekując chwili, gdy cierpliwość straci.
Jako, że rękodzieło ponoć nerwy koi i złe myśli odgania,
to z jego dobroczynnego działania skorzystać postanowiłam.
Tak więc małe co nieco powstało. 
Najpierw biscornu, bo bardzo mi się ta "robota" i jej efekty spodobały. 
Dziś w wydaniu wiosenno - folkowym, 
aby wyzwaniu Reni sprostać.








Jako, że Komunii czas nastał, więc i ja swoich sił w tej "branży" spróbować chciałam.
A oto efekt mojego "chciejstwa".






Oto moje małe co nieco.
Na więcej czasu nie miałam, choć wiele pomysłów w głowie mi kołacze, 
ale na ich realizację trochę poczekać muszę. 
Domowy rozgardiasz twórczej pracy nie sprzyja, ale kolejne  "co nieco" na pewno 
wkrótce pokażę.

No to tymczasem, 
teraz do bardziej przyziemnych spraw wracam.
Miłych dni życzę

Marysia


środa, 15 maja 2019

Sąsiad nie gra...

 bo pada, 
a mi od tej ciszy aż w uszach dzwoni, 
jak błogo!
I wśród tej ciszy, myśli poskładać  próbuję,
i dzisiejszy świat zrozumieć,
świat,
który przez wieki wpajane zasady,
zaściankowymi uczynić próbuje,
różne ku temu powody znajdując.
Prawda, prawdą być przestaje ,
uczciwość profitów nie niesie,
prostolinijność naiwnością jest zwana
prawdziwa miłość często o  bruk się rozbija,
a tym, którzy dawnym pojęciom hołdują,
przydomek nieudaczników i naiwniaków nadano.
Dziwny jest ten świat,
a przecież wszystko pogodzić można.
Trzeba tylko mieć odwagę białe białym, a czarne czarnym nazwać,
a wszystko na właściwe tory wróci.
Na dowód, że nowe ze starym pogodzić można, trzy serduszkowe karteczki , bez udziału muzyki sąsiada, powstały.
Trochę staroświeckiego rękodzieła, współczesny papierowy design
i... gotowe.
Młodzieży bardzo się podobają, zresztą i ja za całkiem udane je uważam, ale każdy własne zdanie mieć może, a nawet powinien.




















Dwie ostatnie, w niepewności,  u progu Aninej zabawy stoją,
nieśmiało licząc, że koronkowy haft serduszek dostrzeże i  nie do końca właściwie dobrane kolory zauważy.
Wprawdzie jest biały, niebieski, czerwony i żółty, ale ta czerń... chyba, że za tło uznania zostanie, o co pięknie proszę.


 W tych karteczkach, jeszcze jedno, ukryte,
przesłanie zostawiam,
życzenia miłości prawdziwej,
które tylko sercem napisać i odczytać można.

Ale sobie poutyskiwałam na ten świat dzisiejszy,
ale takie są moje odczucia
i daj Boże, aby nieprawdziwe były.

Marysia

sobota, 11 maja 2019

Nie lubię ...

nie lubię, to mało powiedziane,
a czego?
muzyki, którą kocha mój sąsiad 
i którą wszystkich dookoła katuje.
120 decybeli upiornych basów , co lato, w każde ciepłe popołudnie i wieczór, 
gdy w ogrodzie pobyć by się chciało, 
zamiast relaksu w stan nerwowości ogromnej mnie wprowadza i do domu zagania.
Tak było i dzisiaj.
I tu, 
paradoks
sąsiedzkie głośną muzyką nękanie,
w dwie sztalugowe karteczki się przerodziło.
Te muzyką podszyte dzieła, 
śpiewająco 
do Ulki, na jej majowe wyzwanie, polecą 
i mam nadzieję, że z sympatią przyjęte zostaną.














Tak więc, wszystko dobre, co się dobrze kończy,
a sąsiad jeszcze gra...
Na pocieszenie, 
dosłownie i w przenośni,
kolejna celinka, a właściwie celinek,
który smuteczki odgonić zamierza i serdeczny uśmiech wywołać, 
kolorowymi piłeczkami żonglując.








A gdy o niesieniu pomocy mowa, 
to zajrzyjcie proszę do Justynki, co to wielkie serducho posiada, 
którym bardzo Pigmejki ukochała 
i czapeczki oraz kocyki dla nich zbiera, 
bo, jak twierdzi, na równiku też jest zimno przecież.

Akcja Justynki

I to by było na tyle, 
na temat muzycznych upodobań, 
i skutków, jakie podobne preferencje, ze sobą niosą.

Serdecznie Was pozdrawiam i cichego weekendu życzę

Marysia