środa, 29 listopada 2017

PS. Przepis na ciasteczka




Dzisiaj krótko i na temat. Po pierwsze, dziękuję za miłe słowa pozostawione pod moim ostatnim postem. Cieszę się, że odwiedzacie moje skromne progi i zawsze pozostawiacie tam wiele serdeczności.Te wyrazy sympatii i zainteresowania budują i sprawiają mi wiele radości.Dziękuję. Po drugie, wśród Waszych komentarzy znalazłam prośby o przepis na ciasteczka prababci.Więc proszę, oto on.

Ciasto:

250 g mąki
200 g masła
75  g cukru pudru

Ciasto zagnieść, rozwałkować na grubość około 0,5 cm, wykrawać ciasteczka.Piec w temperaturze około 180 stopni, przez około 5 minut, potem wyjąć z piekarnika, nałożyć masę i piec ponownie, aż się pięknie zrumienią. Potem poczęstować domowników, resztę "zapuszkować", na Święta zwolnić.

Masa:

175 g cukru pudru
125 g masła
175 ml śmietany (30%)
350 g bakalii ( orzechy włoskie, orzechy laskowe, migdały, skórka pomarańczy, suszone morele itp...)
Masło rozgrzać, dodać śmietanę, cukier i bakalie.Masa powinna być dość gęsta, aby nie ściekała z ciasteczek. W razie potrzeby dodać więcej bakalii. Masy wystarcza na przynajmniej dwie porcje ciastek.

Moje już "zapuszkowane", ale chyba znalazły sposób na ucieczkę, bo jakoś dziwnie ich ubywa.

Pozdrawia serdecznie i życzę smacznego

Marysia

sobota, 25 listopada 2017

Na mojej ulicy

Ulica, jak ulica. Żadna aleja, wielkomiejska arteria czy uroczy zakątek. Ot zwykła uliczka na obrzeżach małego miasteczka, 16 numerów, mieszkańców niewielu, ale wszyscy się znają i chętnie zatrzymują , aby pogawędzić przez chwilę.Niosą się więc po domach większe i mniejsze ploteczki, takie zwykłe i nieszkodliwe a codzienne radostki przeplatają się ze smuteczkami. Ot, takie zwyczajne życie, toczące się  małomiasteczkowym rytmem. Ale jest coś, co wyróżnia to miejsce, spośród innych, jemu podobnych. Mieszka tu, dobrze Wam znana Olka, mistrzyni frywolitki, szydełka i papierowego wikliniarstwa, która swoimi cudeńkami obdarza bliższych i dalszych znajomych, a na blogu darzy trafnymi spostrzeżeniami i zabarwionym humorem postrzeganiem świata. Dwa domy dalej, pomieszkują dwaj muzycy, ojciec wirtuoz akordeonu i syn mistrz saksofonu, który marzy o grze w orkiestrze wojskowej. Dźwięki muzyki, miło pieszczą uszy w letnie wieczory, gdy saksofonista daje upust swoim emocjom. Po przekątnej, mieszkam ja, czyli skromna blogerka, która próbuje zainteresować Was haftem i podzielić się z Wami codziennymi radostkami. Na końcu, po prawej, mieszka Krystyna Januszewska, która swoje postrzeganie świata przelewa na papier w sposób ciepły, prosty i wrażliwy. Jej ostatnia książka Dziedzictwo, to rodzinna saga oparta na wspomnieniach, opowieść o ludziach odważnych i zdesperowanych, dla których praca była jedynym środkiem do realizacji marzeń. O tym, że każdy człowiek ma prawo walczyć o szczęście.
Polecam. 












Jak więc widzicie ulica niby zwykła, a jednak żyje swoim życiem, wcale nie takim zwyczajnym.

Zakładkę widoczną na zdjęciach zgłaszam na listopadowe wyzwanie szuflady.


Dawno nie zapraszałam Was na niedzielną kawę, co niniejszym czynię. Do kawki serwuję przepyszne ciasteczka, które upiekłam z myślą o Świętach, ale chyba nie przetrwają. Przepis z przepiśnika prababci mojej sąsiadki, a więc stara, dobra szkoła cukiernictwa, dużo masła, cukru, śmietany i bakalii. Pychotki, rozpływają się w ustach.



I tym słodkim akcentem kończę moje dzisiejsze spotkanie z Wami.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli.

Marysia


środa, 22 listopada 2017

Spełnione marzenie

Od zawsze chciałam mieć biżuterię w niebieskościach i granatach. Realizacja mojego marzenia szła dość opornie do chwili, gdy napisała do mnie Marzenka z propozycją wymianki. Chętnie przystałam na propozycję, bo Marzenka, jak wiecie, cudną biżuterię tworzy, a poza tym uradowało mnie, że i moje skromne dzieła komuś  podobają się na tyle, że chciałby je mieć. Po krótkiej wymianie korespondencji "dobiłyśmy targu", i w ten sposób stałam się posiadaczką takiej oto cudnej biżuterii, połyskującej odcieniami granatu, niebieskiego, czerni i srebra. W sam raz na większe wyjścia , a przecież niedługo okazji do takowych  będzie wiele, Wigilia, sylwester, koncerty... .








Dziękuję Marzenko za spełnione marzenie. 

Do Marzenki, zgodnie z jej życzeniem, powędrowały haftowane, świąteczne gadżety.




 







I tak oto dokonała się miła "wymiana towarowa", która sprawiła mi wiele radości i dała poczucie przynależności do rękodzielniczej blogosfery.
Dziękuję, że jesteście i tak przyjaźnie przyjęłyście mnie do swojego grona.

Pozdrawiam i życzę wielu miłych chwil, pełnych radości z tworzenia

Marysia

sobota, 18 listopada 2017

Jak niewiele trzeba...

żeby było pięknie..., to fragment z komentarza Agatki Baran pod moim ostatnim postem Domki i nie tylko. Czy miała rację? Zobaczcie same. 
Wszystko zaczęło się jakiś czas temu, gdy podczas porządków w spiżarni natknęłam się na puste pojemniki po odżywce dla biegacza. Pod wpływem impulsu wyjęłam je z worka na plastiki i postanowiłam przechować do chwili, gdy "najdzie" mnie twórcza wena. I nadeszła. Z zapałem zdzierałam oryginalne naklejki, a trzymały się tak mocno, że byłam bliska porzucenia mojego pomysłu. Ale udało się, a potem już tylko zabiegi kosmetyczne i malowanie , kilkakrotne, bo plastikowe podłoże umolne było okrutnie. I znów przerwa, bo kilka tygodni czekałam na wenę artystyczną, aż w końcu mnie olśniło." idą Święta, więc przydadzą się pojemniki na pierniczki". Przeszukałam szufladę z serwetkami, zgromadziłam niezbędny sprzęt, zalogowałam się w mojej mini pracowni i ... oto są.









Przy okazji porządków znalazła się również stara patera, pamiątka po mojej mamie, która była mistrzynią w pieczeniu tortów, takich domowych, z prawdziwym kremem, a ta właśnie patera owe smaki pamięta. Postanowiłam więc ocalić od zapomnienia tamten czas i zafundowałam jej intensywne  SPA. A oto skutki moich zabiegów.











i w duecie



Tak więc stare i niepotrzebne może stać się "nowe" i użyteczne, co mam nadzieję dowodzi prawdziwości słów Agaty. Jeśli  nadal są wśród Was niedowiarki, to popatrzcie jeszcze, jak udało mi się odmienić wizerunek zwykłego słoika.





Więcej dowodów na prawdziwość Agatkowej tezy na chwilę obecną nie posiadam, ale gdyby komuś było mało, to mogę się postarać.
Kończę i biegnę odwiedzić Wasze blogi, gdzie zapewne czeka wiele świetnych prac, które śpieszno mi zobaczyć i się pozachwycać.

Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli

Marysia